List do M.

tumblr_mxv57p6TQa1ra8ht7o1_500

Piszę dziś do Ciebie list.
Powoli, z namaszczeniem, trochę niepewnie stawiam czarne atramentowe znaczki na najpiękniejszym papierze, jaki znalazłam. To jest list z gatunku tych Bardzo Ważnych, dlatego wymaga odpowiedniej oprawy.

Dziwisz się, że nie ma tu miejsca ani daty?

Czas dawno zgubiłam, a moje miejsce jest tam, gdzie Ty.

Pisałeś kiedyś list miłosny?

Możliwe. W końcu było ich wiele, było do kogo, prawda?

Przepraszam. Miałam o tym nie wspominać.

Powracając: a może uważasz, że listy miłosne to bzdura, strata czasu? Naprawdę nie wiem. Nadal nie potrafię Cię rozgryźć.

Za oknem nie pada śnieg, dzwoneczki wcale nie dzwonią, jest jeszcze za jasno na migoczące lampki. Mimo wszystko moje serce rośnie, bo nadchodzi ten najpiękniejszy czas. W tym roku wreszcie się na niego cieszę. Wyobrażasz to sobie?

Rękawy mam jak zwykle głęboko naciągnięte na dłonie. Wiecznie zimne palce otulone w czerwoną wełnę. Jakoś trzeba sobie radzić, kiedy Ciebie tu nie ma, czyż nie? Herbata też tu jest, wierna towarzyszka. I szalik, taki długi, miękki, w który łatwo wsiąkają łzy, i taki, który zawsze grzeje mi nos. Trochę ciastek, w założeniu mających zaspokoić głód, który mi doskwiera, kiedy nie ma Cię obok.

Spoglądam przez okno i rośnie mi serce. Wychodzę na ulicę i chcę śpiewać. Nawet w tramwaju ludzie wydają mi się bardziej życzliwi, a łokcie w moje żebra wbijają się na pewno przez przypadek. Nie wiem już, czy to ten ciepło – zimny, dziwaczny grudzień tak na mnie działa, czy też chmura zapachu, w którą wpadam na każdym rogu ulicy. W grudniu kryjesz się w aromacie pierników i męskich perfum, reklamowanych w centrach handlowych, przez które nawet ja w pewnej chwili przemykam jak tornado, pod presją wszechobecnych reklam.

Nucę też kolędy. Nisko, wysoko, cicho, głośno, wesołe i te smutniejsze. Ktoś kiedyś powiedział mi, że mam ciepły głos, dlatego śpiewam, śpiewam, śpiewam, żeby rozgrzać trochę już zmarznięte serce.

Zawsze śmiałeś się z moich filmowych zaległości. Tłumaczyłam wtedy, że nie lubię oglądać filmów w samotności. Przyjdź więc, obejrzymy coś razem. Może być coś słodkiego, głupiego i świątecznego. Tyko proszę, nie Kevina. Nadal lubię zdumiewać ludzi tym, że nigdy go nie oglądałam. Ubiorę grube skarpetki, otulę nas kocem i pozwolę Ci opowiadać o szczegółach tego filmu. Chodzi mi tylko o Twoją obecność.

Nawet nie zauważyłam, kiedy księżyc przetarł pyzatą, zaspaną buzię z obłoków i teraz ciekawsko zagląda w moje okno. Gwiazdy mrugają do mnie zalotnie, żebym to im powierzyła to wyznanie. Ja jednak przyciskam go do piersi i wiem, że nie oddam Bardzo Ważnego Listu tym migoczącym zalotnicom.

Przeczytasz ten list wraz z cynamonowo – jodłowym zapachem. Z paćką śmietany na nosie. Z łykiem grzanego wina. Ze szczypaniem nosa na mrozie. Ze zbłąkanym kosmykiem brązowych włosów wymykającym się spod kaptura. Z melodią kolędy. Wraz z dźwiękiem skrzypiec, niosącym się po długich ulicach. Z płatkiem śniegu na języku. Ze zabłąkaną czerwoną nitką odcinającą się od Twojego niebieskiego swetra.

Wreszcie – przeczytasz ten list w rytm mojego szeptu, gdy wreszcie się pojawisz przy pustym talerzu. Wtedy wreszcie odsunę go od mojego serca, wyprostuję ręce i oddam Ci lekko zmięte kartki. Wyjdę, nie będąc w stanie na Ciebie patrzeć. Poczekam na Ciebie.

Zawsze czekam.

Twoja J.